Chyba najbardziej znana z produkcji wag Smart Scale, Brewista proponuje również akcesoria do parzenia kawy. Amerykańska firma przyzwyczaja do produktów wzorowanych na popularnych i sprawdzonych rozwiązaniach starszych konkurentów. I tak mamy Hourglass, łudząco przypominający Chemex oraz serię Smart Dripperów™: Flat V (odpowiednik legendarnej Melitty), Full Cone (odpowiedź na Hario V60) oraz, i o nim dziś mowa, Flat Bottom, wyglądający jak rodzony brat Kality. Testujemy!
Podaj mi dłoń, podaj mi rączkę! A z resztą…
Pytanie, które nasuwa mi się jako pierwsze, tuż po wyjęciu drippera z pudełka, to: gdzie jest uchwyt?! Przyzwyczajony do obecności rączek we wszystkich najpopularniejszych akcesoriach, stwierdzam z początku, że Brewista Flat Bottom wygląda na niekompletny i dziwaczny. Ale to tylko kwestia nawyku.
Dripper zbudowany jest z dwóch szklanych ścianek o wzmocnionej wytrzymałości. Producent zapewnia, iż taki zabieg ma za zadanie wydajniej zatrzymywać spadek temperatury podczas parzenia. Drugą zaletą tego patentu jest możliwość chwycenia za urządzenie w dowolnym momencie. Skrajnie zewnętrzna powierzchnia naczynia po prostu nie przewodzi ciepła. Rączka przestaje być potrzebna.
Kolejnym elementem budowy jest silikonowa podstawka, dzięki której naczynie nie ma prawa ślizgać się po rantach serwera. Dobry pomysł. Ponadto, jak twierdzi producent, silikon pozbawiony jest Bisfenolu A.
Następna istotna rzecz to budowa dna. Tak jak Kalicie, mamy tutaj trzy otwory, jednak o znacznie większej średnicy, niż w japońskim akcesorium. To zwiastuje zwiększony przepływ, czyli w teorii pozwala na drobniejsze mielenie.
Jak wypada Flat Bottom w testach?
Producent rekomenduje 3 i pół minuty jako optymalny czas parzenia przy użyciu 300 gramów wody. Dobieram klasyczną proporcję 6/100, moja doza wynosi więc 18 gramów. Do testu używam dwóch kaw – Burundi Gahahe z regionu Kayanza, wypaloną przez Nomad Coffee oraz Kenię Kamwangi AB, z regionu Nyeri, od Auduna Sorbottena.
Przy pierwszym parzeniu obydwie kawy przelatują w nieco dłużej, niż 4 minuty. Stosuję metodę z dolewkami – 50 gramów preinfuzji / 150 / 250 / 300. Pierwsze, co spostrzegam gdy cały napar przedostał się już przez filtr do serwera, to bardzo równo wyglądający „cake” z fusów. Wskazuje na porządną, równą ekstrakcję. Okazuje się że, podobnie jak w Kalicie, budowa drippera sprzyja osiąganiu płaskich „krążków”. Kawy pachną przyjemnie i głęboko, w smaku są jednak przytłumione, zbyt ciężkie i szorstkie, przy wysokiej ekstrakcji rzędu 22%.
Przestawiam więc mielenie na nieco grubsze i ponawiam technikę parzenia. Tym razem czasy ekstrakcji to rekomendowane 3 i pół minuty. Ekstrakcje w okolicach 21.5%. Lecz to cały czas nie to. Smakują poprawnie, choć są zbyt „cienkie”, daleko im wciąż do profilów z cuppingu. To trochę dziwne, ponieważ TDSy uplasowały się dość wysoko: 1.57 i 1.54. Po delikatnym rozcieńczeniu, było jeszcze puściej i jeszcze mniej ciekawie. Przy wysokiej i równej ekstrakcji…
Decyduję się na zmianę proporcji – używam 20 gramów kawy przy 300 gramach wody. Czas parzenia ponownie w okolicach 3 i pół minuty. Rezultaty, które otrzymuje są wreszcie ciekawe, ale też… zaskakujące. Nie pamiętam, kiedy kawa przelewowa zaparzona powyżej 1.6% TDSu była przyjemna i bez charakterystycznej dla wysokich koncentracji goryczki. A tutaj, przy trzeciej próbie, uzyskuję zwariowane wyniki: 1.78% oraz 1.75%. Ekstrakcje podobne do tych przy próbie numer 1 – ok. 21.6%. Kawy są niezwykle słodkie, a ich tekstura gęsta, wręcz gumowo-syropowa. Straciły odrobinę na kompleksowości z cuppingu, jednak ta charakterystyczna, pełna słodycz, nieobecność goryczy oraz długi, utrzymujący się ponad godzinę po degustacji posmak sprawiają, że chcę to pić!
Parzę te kawy jeszcze raz, tym razem zmieniając technikę. Po 30 sekundach preinfuzji zalewam jednym, ciągłym strumieniem, do 300 gramów. Kawy parzą się 15-20 sekund krócej, ekstrahują do nieco mniejszego stopnia, 21.2%. W smaku jednak bardzo zbliżone do tego, co piłem przed chwilą. TDS nieznacznie niższy. Pierwszy raz w życiu miałem okazję pić tak niezwykle wysoko skoncentrowaną kawę przelewową, która jest po prostu bardzo smaczna.
Bez rewolucyjnych zmian, ale…
Brewista w swoim Flat Bottom Smart Dripperze może nie zmienia paradygmatu parzenia kaw przelewowych, jednak efekty w filiżance wpływają nieco na sposób myślenia o tego typu metodach. Trudno porównać mi charakterystyki naparów do dwóch najpopularniejszych dripperów w branży: V60 i Kality. Kawy są po prostu zupełnie inne. Bliżej im tak naprawdę do Aeropressu. Na rezultaty, zapewne jak przeważnie, ma wpływ synergia zmiennych: budowa zaparzacza, materiał, dwuścienna konstrukcja nieźle trzymająca temperaturę (różnica między 30 sekundą a końcem ekstrakcji wynosiła niecałe 5 stopni Celsjusza) , lekko wypukłe dno i z pewnością kilka innych.
Brewista Flat Bottom Smart Dripper będzie dobrym wyborem dla tych, którzy wyżej niż kompleksowość i subtelność naparu, stawiają słodycz, pełnię, teksturę i wreszcie moc dripa. Budowa naczynia sprawia także, że łatwiej o równe ułożenie zmielonej kawy podczas zalewania, co skutkuje równiejszą, a tym samym wyższą ekstrakcją.
Jak zawsze, gorąco polecam eksperymenty i wszelkiego rodzaju kombinowanie na różne sposoby. Zabawki tego typu pozwalają na wielogodzinne zabawy z kawą. Raj dla geeków!
A jaką temperaturę miała woda przy każdej z prób parzenia?
Przy każdej próbie 96 stopni 🙂