Dlaczego zielona kawa stała się rzekomym dietetycznym cudem? Dlaczego szanujące się palarnie i kawiarnie nie zajmują się jej sprzedażą? Czy serio jest taka zdrowa, świetna i wspomaga odchudzanie? A może kawa zielona ma zupełnie inne właściwości? Sprawdźmy, jakie działanie ma zielona kawa, na co pomaga oraz jak smakuje.
Zielona kawa a odchudzanie
Wieść o odchudzających właściwościach zielonej kawy szybko spopularyzowała ją w Polsce – w końcu uwielbiamy proste i szybkie rozwiązania, które sprawią, że z dnia na dzień osiągniemy wymarzoną sylwetkę. Przyjrzyjmy się jednak bliżej wpływowi zielonej kawy na odchudzanie.
Co sprawia, że zielona kawa ma błyskawicznie zmniejszyć rozmiar naszych spodni z 44 na 36? Kwas chlorogenowy. Obniża on ilość cukru wchłanianego w przewodzie pokarmowym, czyli zmusza nasz organizm do korzystania z nagromadzonych wcześniej zapasów. Jeśli myślicie, że to brzmi zbyt pięknie, żeby było prawdziwe – macie rację. Przeanalizujmy krok po kroku czym jest zielona kawa.
Zielona kawa vs. klasyczna – o czym (nie) informuje nas producent?
Zacznę od strony wizualnej, czyli opakowania. Etykieta wiele (lub zatrważająco niewiele) mówi o produkcie. Jakie oznaczenia i informacje możemy znaleźć na zielonej kawie?
„Skład: zielona kawa”, „Zielona kawa z Brazylii”, „organiczna zielona kawa z Wietnamu”, „Skład: 100% kawy zielonej z Peru”, „Zielona kawa Santos” , „Naturalna kawa zielona Robusta”, „100% kawa zielona naturalna, pochodzenie: Ameryka Środkowa, Afryka Centralna”, „100% kofeiny”, „100% satysfakcji”
Co mówią nam tego typu opisy? Tyle, że producentowi wstyd przyznać, że wpakowane w paczuszkę ziarna są mizernej jakości, niewiadomego pochodzenia, oczywiście nie pierwszej świeżości. To, że kawa pochodzi z Ameryki Środkowej lub Brazylii nie mówi nam o niej absolutnie nic. Dla porównania wspomnę jakie informacje znajdziemy na etykiecie godnej polecenia palarni, która zna i szanuje swój produkt. Zamiast smutnego „100% kofeiny” znajdziemy:
Kraj pochodzenia: Kenia, region: Kirinyaga, Odmiana: SL 32, SL 28, wys.uprawy: 1700-1800m.n.p.m., zbiór: 2016, obróbka: myta i suszona na słońcu, aromat: czarna porzeczka, śliwki, data palenia: 10.08.2017.
Gdybyśmy planowali zakup dobrego wina, enigmatyczny napis na butelce „100% włoskiego wina” raczej wprawiłby nas w lekkie rozbawienie, a nie zachęcił do zakupu. Brak informacji o regionie pochodzenia, winnicy czy szczepach raczej nie wzbudza w nas zaufania. Oczywiście każdy z nas zapewne choć raz w swoim życiu zakupił wino marki wino, jednak raczej nie uwierzylibyśmy producentowi w jego prozdrowotne, a wręcz magiczne działanie. No nie ma bata.
Zielona kawa a kofeina
Ile kofeiny zawiera filiżanka zielonej kawy? Czy jest jej mniej niż w tradycyjnej kawie? O tym ile kofeiny ma klasyczna kawa piszemy szczegółowo w tym artykule. Ogólne określenie zawartości kofeiny w kawie jest niemożliwe, ponieważ zależy od wielu zmiennych. Wiemy natomiast, że w zielonej kawie znajduje się tylko niewiele mniej kofeiny niż w kawie tradycyjnej – kawa tradycyjna to ok. 70-140 mg kofeiny w filiżance, a kawa zielona ok. 64-133 mg kofeiny. Jej działanie pobudzające będzie więc zbliżone do kawy palonej.
Właściwości zdrowotne zielonej kawy – co jest w środku?
No dobrze, ale co ma piernik do wiatraka, a etykieta do właściwości zielonej kawy? Wbrew pozorom całkiem sporo. Stare, źle przechowywane, tanie i kiepskiej jakości ziarna też trzeba jakoś sprzedać. Pierwszą opcją jest kawa rozpuszczalna. Drugą: zielona kawa – bo przecież i tak nikt się nie zorientuje, że nie tak ma to smakować. Więc jak właściwie smakuje zielona kawa? Gdyby ktoś zaryzykował i wypalił magiczne zielone ziarna dostępne obecnie na rynku i postanowił ocenić ich jakość, to przypuszczam że w opisie zamiast czarnej porzeczki i śliwek pojawiłaby się pleśń, tektura i inne nieprzyjemne, niepożądane aromaty. Enigmatyczna etykieta zwykle mówi nam o tym, że producent woli nie chwalić się tym, iż do środka wrzucił coś, czego żaden doświadczony roaster nie wypaliłby dla swoich gości.
No dobrze, ale skąd wobec tego zielone kawy mają te wszystkie certyfikaty „organiczności”, „naturalności” itp.? Tutaj pojawia nam się kolejna ciekawostka. Większość tych certyfikatów na opakowaniach to tak naprawdę tylko znaczek graficzny wprowadzający klienta w błąd, niepoparty prawdziwym certyfikatem. W najlepszym razie są to certyfikaty, dla których np. tylko 10% produktu w opakowaniu powinno pochodzić z upraw ekologicznych, pozostałe 90% – hulaj dusza, piekła nie ma.
Jak to wygląda naprawdę?
Dość o opakowaniu. Przejdźmy wreszcie do magicznego działania zielonych ziarenek. Kiedy czytam opisy na stronach reklamujących właściwości zielonej kawy, aż dziw bierze, że nikt nie prosi mnie, bym je posadziła i następnego dnia kradła kurę znoszącą złote jajka.
O tym, co sprawia, że zielona kawa ma błyskawicznie sprawić, że schudniemy, wspominałam już na początku. To kwas chlorogenowy, który obniża ilość cukru wchłanianego w przewodzie pokarmowym i ma zmuszać nasz organizm do korzystania z nagromadzonych wcześniej zapasów. No bajka. Ale to nie koniec opowieści, nie ma „i żyli długo i szczęśliwie”. Nie popieram wprawdzie badań przeprowadzanych na zwierzętach, jednakże skoro takowe już się odbyły, posłużę się wynikami badań australijskich naukowców, które obrazują działanie zielonej kawy.
Przebadano grupę myszy pozostających na wysokotłuszczowej diecie. Myszy podzielono na dwa zespoły. Pierwszy zespół regularnie przyjmował kwas chlorogenowy zawarty w zielonej kawie, drugi bez zmian utrzymywał wysokotłuszczową dietę bez magii, zielonych ziaren i innych cudów. Jakie były wyniki tych badań? Właściwie dość zaskakujące. Nie dość, że myszy od zielonej kawy tyły tak samo jak myszy z drugiej grupy, to w dodatku kwas chlorogenowy zwiększał u nich ryzyko zapadnięcia na syndrom metaboliczny, który prowadzi do cukrzycy typu drugiego. Myszy, którym podawano regularnie kwas chlorogenowy miały większą odporność na insulinę, a w ich komórkach wątroby odkładały się większe ilości tłuszczu. Możemy sobie więc zadawać pytanie, czy zielona kawa jest zdrowa?
Myszy myszami, ale jak reagują na to ludzie? To równie ciekawe zagadnienie. Badania przeprowadzane na ludziach poza przyjmowaniem kwasu chlorogenowego uwzględniały ćwiczenia fizyczne. Każda badana osoba przyjmująca kwas chlorogenowy zrzuciła średnio 8kg w ciągu 22 tygodni, jednakowoż nie przeprowadzono podobnego badania z pominięciem zmiany trybu życia i wprowadzenia intensywnych ćwiczeń fizycznych.
Przekopałam pół Internetu i nikt poza producentami oraz dystrybutorami zielonej kawy nie zachwala tego produktu, ponieważ nikt do tej pory nie przeprowadził na ten temat rzetelnych badań. Nie mamy pewności czy tak naprawdę główną substancją stymulującą odchudzanie jest kwas chlorogenowy… czy kofeina?
Nie zapominajmy, że silne działanie pobudzające kofeiny może wywoływać efekt chudnięcia. A czy źródłem kofeiny będzie kawa palona dobrej jakości czy fatalna robusta (ale zielona, ach), wybór należy do nas. Ale nie wytrzymałabym, gdybym nie wspomniała, że prędzej wybierzemy słodkie truskawki z babcinej działki z małej miejscowości z dala od cywilizacji niż chińską sałatę rosnącą tuż przy autostradzie. A dla mnie zielone ziarna dostępne na rynku są właśnie taką tanią sałatą będącą złotą kurą jedynie dla producenta.
Sprytnie jest drogo sprzedać stare, kiepskie ziarno z etykietą „100% kofeiny”, mniej sprytnie sprzedać dobre, świeże ziarno w normalnej cenie – za to uczciwie i etycznie, szczerze, bez lipy, bez ściemy. Ja wybieram palarnie, które nie ściemniają. Lepiej pić kawę z małej, dobrej plantacji wypaloną przez doświadczonego roastmastera niż kupować kota w worku: zielone magiczne fasolki niewiadomego pochodzenia.
Zielona kawa – działanie. Wybierz tańsze i zdrowsze zamienniki!
A co poradzę tym, którzy i tak marzą o magicznym kwasie chlorogenowym? Znajdziemy go też w owocach głogu i pokrzywie. Więc zamiast płacić krocie za marnej jakości zieloną robustę z Wietnamu, warto wybrać się na wyprawę za miasto i narwać sobie pokrzyw. A co z nimi zrobić? Pastę, nadzienie do pierogów, herbatę, sałatkę – wyjdzie zdrowiej, taniej i smaczniej.
Bo zielona kawa też jest, tak po ludzku, niedobra. Trochę jak groch, trochę jak bób, surowe warzywa, ostre zioła, a nie daj Boże, trafi się (a trafi na pewno), ziarno z defektem… Brrrr… grzybicznym, bądź gnilnym…
Zadajcie sobie także proste pytanie – dlaczego szanujące się palarnie i kawiarnie nie posiadają w ofercie zielonej kawy mimo jej „cudownych właściwości”? Bo nie ma badań dotyczących tych prozdrowotnych właściwości. Bo chcą znać swój produkt. Bo chcą być dumni ze swojej kawy, a nie tylko na niej zarabiać. A czy palona kawa nie tuczy? O ile kupujemy dobrą, jasno lub średnio paloną arabikę, której nie trzeba słodzić i nie warto wręcz dodawać mleka, możemy spać spokojnie. Bez magicznych fasolek.
Jakość jakością, ale prawda jest taka że na kawach zielonych nie da się tyle zarobić co na palonych, stąd też małe zainteresowanie palarni czy sklepów z kawą speciality. Bo ileż to można mieć marży na kawie której finalna cena to 30 pln za kg? 🙂
Co innego kawa wypalana, można kupić ziarna dobrej jakości za 30 PLN (7 eur) za kg, i sprzedać za 150 PLN.
Na zielonych kawach z eko sklepów marża bywa większa niż w dobrych palarniach wypalone ziarno. Surowiec w specialty palarni jest znacznie droższy niż ten w opakowaniach z zieloną kawą 🙂
Piszecie że „zamiast płacić krocie za marnej jakości zieloną robustę z Wietnamu…” Zielona kawa ze sklepu EKO: często Brazylia Santos, 100% arabica: Surowiec ok 10 PLN za kg, cena w sprzedaży ok 50 PLN Zielona kawa ze zwykłego sklepu: nieznane pochodzenie, możliwe że robusta z Wietnamu: Surowiec pewnie nawet z 5 PLN za kg, cena w sprzedaży ok 30 PLN Czy 30-50 PLN za kg to są krocie? 🙂 Tak jak pisałem wyżej, cena surowca o jakości speciality to ok 30 PLN za kg, po wypaleniu sprzedaje się za ok 150 PLN. Oczywiście jest też Kenia, gdzie cena dobrego surowca… Czytaj więcej »
Pokrzywa jest mega. Szkoda, że nie widać jej w polskich restauracjach…