Kawa z Kenii zawsze była takim swoistym symbolem mnie, bo też jestem trochę kwaśny, trochę słodki, a przynajmniej tak mi się zdaje! Ale o to chyba lepiej zapytać moją żonę… albo jakiegokolwiek członka mojej rodziny. Dziś jednak nie o tym, a o kawach z Kenii, które swoimi kontrastami zachwycają i zapewniają szereg owocowych doznań w filiżance!
O Kenii słów kilka
Kenia, czyli kraj pochodzenia mojej ulubionej kawy. Kraj kawy, która ubarwiała i dodawała splendoru moim pierwszym trzem występom na Brewers Cup w 2016, 2017 i 2018 roku!
Kenia, to region, z którego smaku kawy nie da się pomylić z żadnym innym… Bomba owoców, cytrusów, słodycz i kwasowość przeplatająca się jak mistrzowska para w tańcu towarzyskim!
I tak samo jest w przypadku kaw, które wyselekcjonowałem dla Was w lipcu (znajdziecie je TUTAJ), bo jak wiemy lipiec jest miesiącem ciepłym (ale chyba nie w tym roku w Kołobrzegu…) i zazwyczaj w takie ciepłe dni zdecydowanie bardziej mamy ochotę na coś lekkiego i rześkiego.
Trzy Kenie, trzy regiony i trzy różne smaki
Trzy kawy z naszego zestawu, choć zdecydowanie różne, łączy kilka wspólnych cech – pełny, bogaty smak, orzeźwiająca kwasowość i długi, przyjemny, czysty aftertaste, zachęcający do wzięcia kolejnego i następnego łyka z filiżanki. Co cieszy mnie równie mocno, dwie na trzy z tych kaw pochodzą z palarni moich bliskich znajomych.
Gardelli Speciality Coffees – Kenia Muchagara AB
Pierwsza z nich to ziarna od Rubensa Gardelli’ego – człowieka, który zmienił o 180 stopni moje podejście do kawy, na samym początku mojej, nazwijmy to, kariery. Jako jeden z pierwszych otworzył mi oczy i pokazał jak bardzo można żyć kawą i cieszyć się nią na co dzień, jednocześnie codziennie odkrywając ją na nowo. Kenia Muchagara AB to propozycja dla osób, które lubią kawy delikatne, z nieco mocniej przebijającą się kwasowością. Zaparzyłem ją w dripie V60 metodą Scotta Rao, która jest prosta, szybka i dobra dla każdego. Doza, jaką stosowałem, to 20g kawy na 300g wody o temperaturze 96 stopni Celsjusza – tak samo będzie przy każdej kolejnej kawie.
Przede wszystkim poczułem u siebie w filiżance rabarbar, dojrzały agrest oraz nutę truskawki. Istne lato w filiżance, czyli coś, co akurat idealnie się wpasowuje w obecną porę roku.
Kalve – Kenia Handege AB
Druga kawa, której spróbowałem to nowość w moim wykonaniu, ponieważ nigdy wcześniej nie próbowałem kaw z tej palarni. Kalve, bo o nich mowa, to łotewska palarnia, która zdecydowanie stanęła na wysokości zadania i wypaliła przepyszną kawę – Kenię Handege AB. Już przy aromacie na sucho czułem, że będzie to kawa zdecydowanie inna niż jej poprzedniczka. I tak jak wyczułem, tak się też stało – jest to pozycja dla osób, które zdecydowanie stawiają na troszkę schowaną kwasowość, a wolą więcej słodyczy w kawie. Zresztą samo opakowanie przypomina puszeczkę słodkich cukierków kupowanych za młodu…
Pijąc ją po zaparzeniu w dripie przede wszystkim miałem na moich kubkach smakowych uczucie jakbym jadł jogurt naturalny z malinami. Gęsta przyjemna słodycz oblepiała cały mój język i utrzymywała się bardzo długo zachęcając do następnego łyka i tak dopóki mi się filiżanka nie skończyła. Wyobraźcie sobie moją minę, kiedy to nastąpiło… 😉
Audun Coffee – Kenia Kamwangi
Ostatnią kawą, którą dla Was przygotowałem, jest pozycja od drugiego kawowego przyjaciela: Audun Sorbotten – bo to właśnie on i jego palarnia Audun Coffee jest odpowiedzialna za niebywałą Kenię Kamwangi. Ta kawa jest idealnym dopełnieniem dla pozostałej dwójki. Dlaczego? Odpowiedź jest bardzo prosta. Ta kawa była idealnym balansem pomiędzy dwoma poprzednimi. Idealnie współgrająca słodycz z kwasowością. Bardzo dobry balans, który nie wybijał za mocno ani jednego ani drugiego parametru, można powiedzieć takie jing i jang zaklęte w ziarnie. Zdecydowanie bardzo wyczuwalna była tu nuta delikatnie herbaciana, połączona z cukierkową słodyczą i owocami.
Generalnie bardzo zaprzyjaźniłem się z tymi kawami i będę je pił póki są, ze względu na to, że przypominają mi beztroskie dzieciństwo. Pełne owoców, siedzenia na podwórku do późnych godzin wieczornych, zajadanie się słodyczami i rześkimi sokami i kompotami, które rodzice wtedy dla mnie przygotowywali.
Jeśli chcecie zrobić sobie taką sentymentalną podróż w lata młodości i dzieciństwa to zdecydowanie polecam! Szczególnie, że lato w pełni 🙂 Na pewno też będą to idealne pozycje dla miłośników cold brew. Z dodatkiem świeżych owoców, gwarantuję, że ta kawa, jak to mówi Maciek Duszak, będzie robić robotę!
A no i pamiętajcie, że do takiego zestawu trzech kaw z Kenii dostajecie super łyżkę cuppingową, więc jeszcze bardziej przenosimy się w czasie i jak za dzieciaka siorbało się zupę, drażniąc przy tym wszystkich wkoło, tak teraz możecie drażnić wszystkich siorbiąc kawę. Ale tym razem jesteście usprawiedliwieni! 😉
Wszystkiego, co miłe!
Wasz Świdson
Jeszcze więcej o kawach z Kenii dowiecie się z naszego live na YouTube – wszystkie trzy ziarna z wyboru Pawła Świderskiego przetestował też Maciek Duszak – sprawdźcie, czy mu zasmakowały!